Stonowana, uważna, skupiona. Jedna z najszybszych lekkoatletek w Europie. Joanna Jóźwik na pytania odpowiada ostrożnie, po namyśle. Przyznaje, że woli raczej słuchać, niż opowiadać.

Asia w mediach społecznościowych chętnie zamieszczasz relacje i posty. Jak w rzeczywistości wygląda Twoja codzienność?

W 99% właśnie tak, jak na zdjęciach, które publikuję.

Czyli bieganie Cię uszczęśliwia?

Nie robiłabym tego, gdyby było inaczej. Bieganie jest dla mnie wielką przyjemnością.

Biegasz od 15 lat, czyli w sumie połowę życia. Twoja codzienność jest zupełnie odmienna, niż większości Twoich rówieśników?

To prawda, tą różnicę było widać już od szkoły gimnazjalnej. Rówieśnicy po lekcjach wracali do domów i mogli korzystać z różnych rozrywek, czy po prostu odpoczywali. Ja zaraz po szkole jechałam na trening, bieganie wypełniało cały mój czas wolny. W liceum, kiedy wszyscy spotykali się na piwo, ja mówiłam „sorry, muszę iść na trening”.  To powodowało, i dalej niestety powoduje, że cierpi moje życie towarzyskie.

Miałaś takie momenty, pomijając okresy kontuzji, kiedy miałaś dość, chciałaś zrezygnować ze sportu?
Tak, ale takie kryzysy były chwilowe, nieraz potrzebowałam po prostu mieć dłuższą przerwę, albo przynajmniej taki jeden dzień w tygodniu, kiedy mogę zrobić całkiem coś innego.

Jak sobie radzisz w takich chwilach kryzysu?

Jestem dosyć skrytą osobą, nie umiem wprost mówić, co leży mi na sercu. Po prostu wychodzę z założenia, że nie będę obarczać innych ludzi swoimi problemami. Wiadomo, rozmawiam wtedy z przyjaciółmi, z czasem wszystko przemija. Generalnie to jest kwestia nastawienia. Każdy człowiek ma takie dni, że najzwyczajniej mu się nie chce, czuje ogromne zmęczenie. Trzeba się wtedy motywować.

Jakie jest środowisko lekkoatletów od wewnątrz?

Jak w większości grup sportowych, wzajemnie się wspieramy, zwłaszcza podczas zawodów międzynarodowych. Jesteśmy wtedy jednym teamem i to jest świetne, siadamy razem i kibicujemy. Niestety inaczej wygląda to na poziomie krajowym. Wtedy włącza się rywalizacja, każdy jest skupiony na sobie i własnym wyniku. Nieraz pojawiają się różne emocje, negatywne sytuacje. Zawsze staram się od tego uciekać, nie uczestniczyć w tym, być neutralna i zachowywać profesjonalnie.

Czy jest w nim miejsce na przyjaźń? Taką prawdziwą, na lata?

Zdecydowanie tak! Przynajmniej ja jej doświadczyłam (uśmiech).

Na miłość?

Na miłość również (uśmiech).

Jak jest u Ciebie, masz czas na nią czas?

Nawiązując z kimś relację, poświęcam się jej w 100% procentach, niestety cierpi na tym trening. Ciężko mi to wypośrodkować.

Czego oczekujesz od partnera?

Przede wszystkim wsparcia.

Jak widzisz swoją przyszłość?

Obiecałam sobie, że ten rok będzie przełomowy w moim życiu. Pójdę w lewo albo w prawo. Czyli dalej biegam, albo zaczynam normalne życie, jakie prowadzi większość kobiet.

Jak sobie wyobrażasz takie „normalne” życie? 

Zarabianie inaczej, niż na bieganiu.

Czyli praca na etacie, wakacje dwa razy do roku, bycie Panią domu?

Jeśli tak wygląda życie normalnej kobiety, to nie, to nie dla mnie. Kiedyś sobie powiedziałam, i jestem temu wierna, że nigdy nie będę dla kogoś pracować, zawsze będę dla siebie szefem. Konsekwentnie to realizuję.

Sterem… żeglarzem, okrętem?

Właśnie tak.

W jakim kierunku chciałabyś dalej podążać, bez względu na to, jaki wynik osiągniesz na igrzyskach olimpijskich?

Wynik w tym momencie niczego już nie zmieni. Bardzo mocno wierzę, że jeszcze niejedno osiągnę w sporcie, ale to nie ma wpływu na moje plany na przyszłość, kiedy już zakończę przygodę ze sportem wyczynowym. W końcu chciałabym poświeć czas na naukę, na edukację. Planuję przeprowadzić się do Krakowa i tam zacząć dzienne studia, a przy okazji prowadzić swój własny biznes.

Dlaczego akurat Kraków? Niedawno wspominałaś, że chcesz kupić mieszkanie w Warszawie, a aktualnie przeprowadziłaś się do Ciechanowa.

W Krakowie jest mój mentor, profesor Jan Blecharz. Bardzo chciałabym się uczyć pod jego okiem i jednocześnie zacząć praktykować. Nie chcę tylko skończyć studiów dla samego tytułu.

Kiedy planujesz rozpocząć naukę?

W przyszłym roku.

Igrzyska olimpijskie w sierpniu, studia w październiku. Plan jest napięty…

Tak, ale ja potrzebuję w życiu trochę takiego bata nad głową, czegoś, co zapełni mi ciasno dzień. Sama nie potrafię wprowadzić takiej autodyscypliny. Powstaje dysonans, bo jeśli chcę być sama sobie szefem, muszę uczyć się zarządzać swoim czasem.

Czyli psychologia sportu, a następnie praca ze sportowcami?

Tak. Kiedy zaczynałam przygodę ze sportem, nie wiedziałam, w jakim kierunku chcę się rozwijać, jakie dziedziny zgłębiać i czym później zająć się zawodowo. Nie odnajdywałam się w niczym. Dzięki psychologom sportowym doświadczyłam, jak bardzo praca nad własnym umysłem, zachowaniem, postępowaniem i poznawaniem siebie, pozytywnie odbija się na naszym życiu codziennym i na tym, co robimy. Dlatego wiem z autopsji jak ważny i potrzebny jest ten zawód.

A jakie są bliższe plany, co zamierzasz robić zanim zostaniesz psychologiem?

Po pierwszym prowadzonym przeze mnie obozie biegowym, uświadomiłam sobie, że właśnie tym powinnam się teraz zająć. Chciałabym móc inspirować dziewczyny, zachęcić je do biegania, pokazać jak zacząć. Niech spróbują, poczują, ile to daje radości! Wychodzisz do lasu, nawet na te pół godziny, odłączasz się od świata, możesz na spokojnie pomyśleć o różnych rzeczach, wpaść na super pomysły.

A przy okazji chciałabym uświadamiać innym, jak ważne jest dbanie o siebie, o własne ciało i zdrowie.

Myślałaś o założeniu grupy biegowej? Prowadzeniu treningów ?

Tak, wszystko powoli rodzi się w mojej głowie. Chciałabym, aby miało to zasięg krajowy.

A Ty widzisz się w jakimś konkretnym miejscu za kilka lat?

Wątpię, czy będę mieszkać w mieście.

Chciałabyś wrócić kiedyś na Podkarpacie?

Tylko i wyłącznie na wieś. Jeśli już, to Bieszczady. One są jeszcze takie dziewicze, nieodkryte… ale bliskie są mi też Mazury.

To co robiłaś w Warszawie?

Biegałam (uśmiech). Tutaj się rozwinęłam.

Dlaczego zdecydowałaś się zmienić klub?

Przyjechałam ze Stalowej Woli do Warszawy, bo tutaj był trener, z którym chciałam pracować.

Jak to oceniasz z perspektywy lat?

To była najlepsza decyzja w moim życiu.

Czy jest coś w życiu, czego żałujesz? Jakaś zła, błędna decyzja?

Trudne pytanie. Jest jedna rzecz, której na pewno żałuję. To rok, w którym doznałam kontuzji. Zbagatelizowałam głosy mojego ciała, które szeptały coraz głośniej „słuchaj Jóźwik, przeginasz – trzeba zrobić przerwę”. Ignorowałam ból, zamiast dać ciału odetchnąć. Wmawiałam sobie, że „samo przejdzie”, że „rozbiegam”, doprowadzając się w efekcie do takiego stanu, że potrzebowałam dwóch lat przerwy.

To była Twoja wina, czy trenera?

Wina leży po środku. Ja nie potrafiłam powiedzieć stanowczo dość, boli mnie, musimy to wyleczyć. Nie potrafiłam sama o siebie zadbać, byłam też tak mocno zapatrzona w słowa trenera, na tyle że nie kwestionowałam tego, co on mówi. Funkcjonowałam trochę jak żołnierz – dostałam rozkaz, polecenie wykonania treningu, i ja go po prostu robiłam. Nieważne, czy mnie bolało, czy skręcałam się z bólu, czy płakałam, musiałam iść na trening. I to było błędem. Nie słuchałam sygnałów swojego organizmu. Jestem pewna, że zdecydowanie szybciej wyleczyłabym tą kontuzję i wróciła na swój poziom, gdybym od razu reagowała. Tak naprawdę to do tej pory nie udało mi się jeszcze wrócić do formy, jaką miałam.

Jak współpracuje się z trenerem Jakubem Ogonowskim?

Kuba jest zupełnie innym trenerem. W relacji z zawodnikiem jest bardziej jak przyjaciel, ma ciepłą osobowość. Dużo rozmawiamy, ma zupełnie odmienne podejście, niż mój poprzedni trener. Jeśli mnie coś boli, nie pozwala mi nic robić. Ja też muszę się jeszcze do tego odmiennego podejścia przyzwyczaić.

Ile już razem pracujecie?

Ponad dwa lata.

To Kuba wyprowadził Cię z kontuzji?

On, oraz mój fizjoterapeuta Karol Szapel, z którym trenowałam ponad 5 miesięcy, robiąc tak zwany trening medyczny. Powtarzałam nieskończoną ilość razy to samo ćwiczenie. Chwilami wydawało mi się, że już nie dam rady, ale dzięki temu wróciłam do biegania. W dalszym ciągu zdarza się, że odczuwam dziwne napięcia w biodrze. Sądzę, że już do końca życia ten dyskomfort będzie mi towarzyszyć.

Jakie są Twoje najmocniejsze strony?

Optymizm. Ogromny, czasem wręcz skrajny.

A jakie masz wady?

Nie potrafię szczerze powiedzieć komuś, o czymś, co powinien usłyszeć, jeśli wiem, że sprawi mu to przykrość. Świadomość, że może to być nieprzyjemne, blokuje mnie. A to jest złe, nawet bardzo.

Jak łączysz życie sportowca zawodowego z przyjaźniami, tymi poza bieżnią?

Ciężko. Praktycznie nie mam takich przyjaźni.

Ale na pewno były?

Były… ale kontakty powoli się urywały.

Czujesz, że to była Twoja wina?

Tak. Po pierwsze miałam bardzo mało czasu na życie prywatne, towarzyskie. Będąc na obozach, jestem bardzo skupiona na tym, co robię. Po treningach najzwyczajniej nie mam ochoty z nikim rozmawiać. Wolę włączyć film, zamknąć się w pokoju, mieć ciszę i chwilę czasu dla siebie. Nie potrafiłam tak zwyczajnie do kogoś zadzwonić, pogadać, zadbać o taką relację. Nie wiem, czy to była kwestia zmęczenia, czy wtedy po prostu nie potrzebowałam kontaktu z nikim… Miałam tyle różnych zobowiązań, każdy dzień był tak wypełniony, że brakowało na wszystko czasu. Skupiłam się na różnych współpracach, może z korzyścią dla siebie, ale nie dla przyjaźni.

Myślisz, że taka jest cena sukcesu?

Pośrednio tak.

Z czym musi się zmierzyć ktoś, kto chce rozpocząć karierę w sporcie? Warto?

Zawsze warto. Oprócz korzyści czysto fizycznych, człowiek uczy się zasady fair play, która jest nie tylko ogromnie ważna w sporcie, ale i w życiu codziennym. Do tego dochodzi szacunek do własnej pracy, jeśli sportowiec nie będzie dbał o swój organizm, niczego nie osiągnie. Ja w dalszym ciągu się tego uczę, ponieważ będąc tak bardzo zafiksowana na treningach, doprowadzam się do kontuzji. Wiadomo, nikt nie jest idealny, dlatego nieustannie trzeba nad sobą pracować. Sport uczy nas też, jak przekuć porażki w sukces. To one często rozwijają nas najbardziej, zmuszają do zwiększenia naszej samoświadomości. A osiągając zamierzone cele i widząc, że włożona praca przynosi efekty, czujemy wielką satysfakcję. Wiele z tych rzeczy można przełożyć później na życie codzienne czy relacje międzyludzkie.

Jak jest rola rodzica w sporcie dziecka?

Niestety często jest tak, że ze strony rodziców nie ma żadnego wsparcia. Słyszałam o mnóstwie takich przypadków, że dzieciak sam zgłasza się gdzieś do klubu, chce uprawiać sport, a od rodziców słyszy jedynie słowa krytyki „nie, Ty przecież nie będziesz w tym dobry, musisz się uczyć i w ogóle po co Ci ten sport”. Najważniejsze, to pozwolić dziecku samemu decydować i wybrać, co go ciekawi, w czym widzi sens. A jeśli to rodzice popychają je w stronę sportu, to niech je wspierają, ale bez sztucznej presji. W pewnym momencie może się okazać, że nie ma już realnych perspektyw na progres, a zmuszanie na siłę do kontynuowania treningów może spowodować wiele złego. Wtedy warto raczej się zatrzymać, porozmawiać z taką osobą, mimo że to jest trudne.

Czyli taka sztuka odpuszczania?

Tak.

A Ty ją opanowałaś? Wyobrażam sobie, jak ciężko jest pić kawę z kimś bliskim, kiedy Ty odnosisz sukces, a on nie, mimo że tak samo dawaliście z siebie wszystko.

Ja zawsze wtedy chcę pomóc takiej osobie, szukam rozwiązania, ale kiedy dalej nie idzie, po prostu trzeba się z tym pogodzić.

Z czego to wynika, że jednym idzie, a innym nie?

Składa się na to wiele rzeczy, na pewno to kwestia predyspozycji. Nie wszystko da się wypracować. Mnie też to dotyczy. Boję się, że mój organizm w pewnym momencie powie „dość” i bez względu na to, co będę robić, nie osiągnę tego wymarzonego poziomu. Dlatego warto ustalić deadline, określony czas, który sobie dajemy. Jeśli nie osiągniemy celu, na którym nam zależy – odpuszczamy i już nie wracamy do tego. Bo takie ciągłe podejmowanie prób na nowo zapędza nas niestety w kozi róg. Wpadamy w błędne koło, które doprowadza nas do rozżalenia, niezadowolenia, aż w końcu sport staje się naszym wrogiem.

I nałogiem?

Złym nałogiem. Dlatego ja określiłam sobie taki deadline, o którym wcześniej wspomniałam.

Gdybyś nie biegała, to…?

Kiedyś myślałam o architekturze, ale uprawiając sport, brakowało czasu na naukę rysunku technicznego. Nie udało się połączyć biegania z tym kierunkiem. Dostałam się na mechanikę i budowę maszyn na Politechnice Rzeszowskiej. Byłam jedną z trzech dziewczyn na roku. Wytrzymałam tam jeden semestr. Później miałam pomysł przenieść się na inżynierię środowiska, ale ostatecznie postawiłam na bieganie. W dalszym ciągu jednak architektura jest mi bliska, nawet mając w planach zakupu własnego mieszkania, chciałabym urządzić je sama.

Jakie masz jeszcze ukryte talenty?

Lubię różne rzeczy robić sama, na przykład grafikę na moje social media, czy stronę. Wiem, że nie wygląda idealnie, ale tworzenie jej sprawia mi ogromną przyjemność. Sama świadomość, że zrobiłam ją własnoręcznie, po prostu mnie cieszy. Lubię też szyć, ukończyłam już nawet pierwszy kurs i chcę się w tym kierunku dalej szkolić. Kiedy siadam do maszyny, czas przestaje istnieć. Złapałam również bakcyla przy montowaniu filmów, wtedy także odcina mnie od świata rzeczywistego. Sama zrobiłam wszystkie filmy do „JJ Run Clan”, po nich najlepiej widzę, jaki progres zrobiłam. To jest takie moje „dziecko”.

Pozwalasz sobie na typowe, kobiece przyjemności?

Uwielbiam jeździć do SPA… Kocham to! Wystarczą mi trzy dni przeróżnych masaży, długich, rytualnych zabiegów i czuję się całkowicie zrelaksowana i zregenerowana.

Masz czas na wakacje?

Staram się go znaleźć. W zeszłym roku odkrywam nawet, że lubię też być sama ze sobą. Właśnie wtedy, kiedy pierwszy raz pojechałam do SPA. Nie było ze mną nikogo. Całe dnie chodziłam po lesie, jeździłam na rowerze, godzinami patrzyłam na jezioro. To było ciekawe przeżycie. W takich chwilach można zajrzeć w głąb siebie, porozmawiać ze sobą.

Twoje kobiece słabości?

Oczywiście lubię zakupy… i zwykle niestety kupuję pod wpływem impulsu. Ostatnio pomyślałam, że chcę mieć nowy aparat fotograficzny… i natychmiast sprawdzałam, do której otwarty jest sklep, musiałam mieć go na już! Jeszcze tego dnia wracałam do domu z nowym sprzętem… Przyznam, że wiele mam takich nie do końca przemyślanych zakupów. W dodatku zwykle wyrzucę paragon.

Jak sobie radzisz ze swoją rozpoznawalnością?

Najczęściej zaczepiają mnie biegacze podczas treningu, więc przybijam im piątkę i… biegnę dalej!

 

rozmawiała: S.W.

fotografia: M. Dratwa