Rozmowa z Małgorzatą Lebdą o biegu, którego dystans wyniósł 1113 kilometrów: od źródła Wisły do jej ujścia. O przygodzie, która wyrastała ze sprzeciwu wobec tego w jaki sposób traktujemy słabszych. O pisaniu, o czytaniu, o uważnym byciu w naturze.

Czy mogłabyś więcej opowiedzieć o swoim projekcie „Czytanie wody: Wisła”? Skąd w ogóle wziął się pomysł na jego realizację?

To pytanie, na które mam złożoną odpowiedź. Jestem w stanie wskazać trzy czynniki, które stały u źródła tej przygody. Pierwszy z nich związany jest z wieloletnim poszukiwaniem własnego sposobu na bieganie, takiego, w którym czułabym się dobrze. Moje bycie w bieganiu jest przygodą całego życia. Wychowywałam się w Beskidzie Sądeckim, na wsi, w rodzinie rolniczej, gdzie intensywna aktywność fizyczna była na porządku dziennym. Przeżycie tam, na wsi, wymagało  hartu ciała. W szkole podstawowej i liceum brałam udział w zawodach, to był dla mnie stresujący czas. Szybko zrozumiałam, że imprezy tego typu powodują, że tracę przyjemność z tej formy aktywności. Później wyjechałam na studia do Krakowa, oddaliłam się od wsi. Znalazłam się wtedy w zabetonowanym mieście, poczułam, że tracę kontakt z naturą. Potrzebowałam biegania, żeby wyprowadzać siebie z tego betonu, w parki, w lasy. W tamtym czasie mój przyjaciel opowiedział mi o krakowskim maratonie i przebiegle zapytał: dałabyś radę? Uniosłam się honorem. Dwa miesiące przygotowałam się do tego dystansu. Biegło się świetnie! Chociaż powrócił do mnie stres, który pamiętałam ze szkolnych zawodów. Dałam temu jednak jeszcze szansę – pobiegłam kilka maratonów w różnych miastach, aż trafiłam na swój pierwszy bieg ultra w Bieszczadach. Następnie było pierwsze sto kilometrów na Festiwalu Biegowym w Krynicy. I poszło – zakochałam się w długich dystansach. Przełomem był jednak bieg w Dolomitach, La Sportiva Lavaredo Ultra Trail na dystansie stu dwudziestu kilometrów, który przebiegłam z dużymi przygodami. Mój support nie pojawił się na odpowiedniej przełęczy i przepak zamiast na około siedemdziesiątym kilometrze trafił do mnie na setnym. Utrudniło mi to bieg, ale zaowocowało przygodami, znajomościami, gestami dobroci. Pamiętam dwóch Francuzów, którzy przejęci moją sytuacją częstowali mnie wszystkim co mieli, w tym moimi ulubionymi batonami (Clif Bar!). Bieganie w przyrodzie, w naturze, wpływa na to, że ludzie się otwierają, to było miłe rozpoznanie. Już po tym biegu, zdecydowałam, że nie będę biegać w zawodach po asfalcie, w mieście.

Drugim czynnikiem była myśl o bieganiu jako o czymś uprawianym indywidualnie.  Nie do końca dobrze czułam się uczestnicząc w zawodach, o czym już wspominałam. W bieganiu nie chciałabym robić nic, co wpływa na przekształcenie natury, czy zaburza jej rytm, a często duże zorganizowane biegi wydają się z tym nie liczyć. Zdecydowałam, że nie będę brała udziału w wielkich imprezach sportowych tego typu.

Trzecim czynnikiem stojącym za ruszeniem w wiślaną przygodę było myślenie o sporcie jak o odmianie aktywizmu. Wierzyłam, że gest wykorzystania swojego ciała, może być, niemal jak w artystycznym performansie, zarzewiem zmian, czymś inspirujących dla mnie samej i innych. Taka praca artystyczna, gdzie materią jest własne ciało, dodatkowo tłem jest krajobraz, natura.

Czym jest dla Ciebie bieganie i co mają ze sobą wspólnego bieganie i poezja?

Podczas jednego ze spotkań autorskich zapytano mnie: „Małgosiu, jak to jest możliwe, że kobieta, a na dodatek poetka biega takie dystanse?”. To pytanie wydało mi się znamienne, pokazujące schematy i stereotypy, redukujące kobiety. Lubię pokazywać, że kobiety mogą robić duże rzeczy. Ten projekt stał się takim pstryczkiem w nos tym, którzy myślą o nas jako o słabej płci, którzy często odbierają nam prawo do spełniania swoich marzeń, realizacji pasji.

Zarówno w pisaniu jak i w aktywnościach fizycznych jakie podejmuję, ważne jest dla mnie to, w jaki sposób traktujemy naturę i jaki mamy do niej stosunek. Istotny jest dla mnie namysł nad tym, czy jesteśmy nastawieni tylko na czerpanie z niej, czy inaczej – dajemy jej coś w zamian. Dwa lata temu sporo czytałam o Wiśle, ale bardziej w kontekście poetyckim – jej linia wydała mi się wspaniałą linią narracyjną, czymś co mogłoby poprowadzić wiersz lub esej. Zainspirowana byłam też poetką Alice Oswald, która napisała przepiękny poemat o swojej rzece, tytułując książkę jej imieniem: Dart[1]. W tym samym czasie natrafiłam na informacje o planie budowy drogi wodnej E-40. Ten pomysł zakłada połączenie Morza Bałtyckiego z Morzem Czarnym, i wiąże się z tym, że Wisła i inne rzeki na Wschód byłyby mocno wyregulowane. Te działania będą destrukcyjne dla przyrody, nie biorą pod uwagę obszarów Natura 2000, a przy tym nie ma żadnego uzasadnienia ekologicznego ani ekonomicznego, żeby realizować ten projekt. Politycy chcieliby, żeby „Wisła była jak Jangcy” i stała się rzeką żeglugową. Przeczytałam też wtedy raport Ogólnopolskiego Towarzystwa Ochrony Ptaków i zaczęłam się zastanawiać, jak to możliwe, że ktoś chce niszczyć jedną z ostatnich najdzikszych rzek w Europie.

Pomyślałam, że chciałabym przyjrzeć się Wiśle, opowiedzieć jej historię. Mam poczucie, że w swoich działaniach łączę wiele baniek, poczynając od akademickiej, literackiej, aktywistycznej, ekologicznej, biegowej, wspinaczkowej a kończąc na sztukach wizualnych, i to sprowokowało mnie do tego, żeby spróbować nagłośnić tę sprawę.

W pewnym momencie wszystko zaczęło się łączyć w jedno: opór wobec pomysłu budowy drogi wodnej E-40, poszukiwanie nowego sposobu biegania, a do tego również inspiracja jaką czerpałam z książki alfabet duńskiej poetki Inger Christensen. W książce jest taki piękny fragment: „(…) rzucam / do wody kamyk, / patrzę jak kręgi / rozchodzą się, sięgają / najdalszych brzegów”[2]. Wyobraziłam sobie, że mój akt poetycko-sportowo-aktywistyczny mógłby być takim „wrzuceniem kamienia”, i od tego odchodziłyby kręgi. Jestem pewna, że gdyby nie ten wiersz, to nie odważyłabym się tego zrobić. Wierzę w to, że literatura ma moc i zdolność, żeby nas w jakiś sposób zmieniać, do czegoś prowokować i inspirować, ale również ćwiczy nas w stanach wyjątkowych.

Zatem wracając do Twojego pytania: bieganie i poezja są dla mnie czymś co jest blisko siebie, to i to inspiruje, pozwala przesuwać swoje granice, pozwala rozpoznawać w sobie nowe rzeczy, staję się dzięki tym aktywnościom odważniejsza, silniejsza, uważniejsza wobec świata.

Jak długo przygotowywałaś się do takiego wyzwania?

Dwa lata. Gdy podjęłam decyzję o realizacji tej przygody, to od razu napisałam o tym do Piotrka Hercoga, który jest moim trenerem, i przygotowywał mnie m.in. do biegu w Dolomitach. Zapytałam go, czy myśli, że sobie poradzę. Piotr odpisał, że po to się trenuje, by robić takie rzeczy, że pewnie! Przez cały okres treningów, był w nim duży entuzjazm, otrzymałam od niego wsparcie, co było dla mnie niezwykle ważne. Właściwie ten projekt miał być zrealizowany rok wcześniej, ale z uwagi na pandemię nie zdecydowałam się na to. Nie chciałam narażać swojego zdrowia, ale również zdrowia innych zaangażowanych w to osób.

Jak wyglądały treningi?

Plan treningowy był kompleksowy: interwały, skipy, długie wybiegania, a do tego joga, treningi siłowe, rower. Zazwyczaj długie wybiegania miałam w niedziele, stąd jeszcze czuję, że w niedziele ciało chce i może więcej i dłużej. Oprócz tego nieodzowna była pomoc fizjoterapeuty, a trafiłam w najlepsze ręce – doświadczonego ultramaratończyka i znakomitego specjalisty od ciała Kamila Klicha, który również prowadzi wspaniałe zajęcia biegowe. Dzięki fizjoterapii zrozumiałam, jak kierować swoim ciałem. Jestem wdzięczna, że trafiłam na Kamila, bo to była ogromna przyjemność uczenia się od niego. Podczas biegu byłam z nim w kontakcie i jest on cichym bohaterem tej przygody – zawsze w gotowości do pomocy, porady, działania.

Opowiedz, jakie wiersze towarzyszyły ci podczas projektu? Jaki był wpływ literatury na realizację tego wyzwania?

Towarzyszyły mi wiersze Tomasa Tranströmera, Tadeusza Nowaka, Roberta Hassa, Elizabeth Bishop, Serhija Żadana, wspominanych już Inger Christensen i Alice Oswald. Zatrzymam się przy Żadanie, ukraińskim poecie, z którego książką Antena właściwie się nie rozstaję. Rozmawiamy w szczególnym czasie, trudnym, paraliżującym, obserwując agresję Rosji wobec Ukrainy. Nad Wisłą czytałam wiersze Żadana oczywiście bez tego lutowego, zbrojnego, wojennego kontekstu, chociaż przecież to książka mówiąca też o tym jak wygląda rzeczywistość Ukrainy, która od lat jest w stanie wojny. To książka, która bliska jest mi z uwagi na namysł nad tym, co może literatura, co mogą wiersze, czy cokolwiek mogą? Poeta odpowiada:

„(…)

Wartość wiersza zimą wzrasta.

Zwłaszcza gdy zima jest ciężka.

Zwłaszcza gdy język jest cichy.

Zwłaszcza gdy czasy

są szalone”[3] .

Oboje wierzymy, że tak, że literatura ma moc, że wiersze są potrzebne, ważne.

Niezwykle istotny był dla mnie też esej autorstwa włoskiego pisarza Claudia Magrisa zatytułowany Dunaj[4]. Autor pokonał dystans wzdłuż Dunaju (2888 km), tylko należy zaakcentować, że nie w trybie biegowym, ale bardziej w trybie towarzyskim – trochę spacerował, raczej podjeżdżał, wszystko w towarzystwie żony i przyjaciół, pijąc, jedząc, doświadczając. W tej książce zobaczyłam pisarza, który wystawia się na świat, na bodźce, na inspiracje. Miałam nadzieję, że Wisła przyniesie mi podobne odczucia, nie zawiodłam się. Kolejna książką, którą mogłabym polecić jest również autorstwa Magrisa, Podróż bez końca[5]. Wspaniały esej o aktach ruszania w świat i tym co robi z nami podróż. Autor pisze tam o uczuciu, które też stało się moim udziałem w trakcie wiślanej przygody, o tzw. „zadomowieniu się w podróży”, poczuciu, że świat jest twoim domem. I jeszcze jedna istotna pozycja autorstwa Rebekki Solnit Zew włóczęgi. Opowieści wędrowne[6] – wielka pochwała podróży, przemieszczania się, ruchu, który może być aktem działania, aktywizmu.

Jak wyglądał sam bieg?

Początek był jak z koszmaru! Od pierwszych minut byłam przemoczona, bowiem startowałam w strumieniach regularnej ulewy. To była ważna lekcja, u źródła Wisły przekonałam się, że to poważna przygoda. Logistyka samego biegu wyglądała tak, że biegłam trzy, czasem cztery dni i po nich miałam dzień restowy, a później znowu taki biegowy set. Byłam oczywiście mocno skupiona na ciele, na tym w jaki sposób pracuje, czuła na każdy sygnał płynący z niego. Dbałam o siebie. Ale też dbano o mnie. Miałam przy sobie wspaniałego człowieka, takiego, który był dla mnie wsparciem, ogarniał logistykę, wspaniale gotował, codziennie – według wskazówek Kamila Klicha – masował, a przy tym był odpowiedzialny za materiały wizualne znad Wisły. Człowiekiem tych wielu talentów jest Rafał Siderski, znakomity artysta wizualny i naprawdę wspaniały kucharz, a dodam, że menu było wegańskie!

Biegłam w szczególnej, przepięknej porze roku, która pozwoliła mi obserwować przeistaczanie się krajobrazu z letniego w jesienny. Biegnąc w stronę północy, w stronę Bałtyku, z każdym dniem ta intensywność jesieni wzmagała się.

Całe te dwadzieścia osiem dni wysiłku to był też bieg, podczas którego myślałam o najsłabszych, wykluczonych, tych wymazywanych, poddawanych znikaniu. I choć skupienie, fokus były ustawione na rzekę, to właśnie ona, jej figura, pozwoliła mi poczuć mocniej okrucieństwo bieżących wydarzeń.

Poznałaś Wisłę?

 Mam poczucie, że w założeniu ta przygoda miała być poznaniem Wisły i innych rzek, rzek towarzyszących, sióstr rzek, ale okazała się też wspaniałym czasem, żeby poznać lepiej siebie – swoje ciało i głowę, a na dodatek poznać też Polskę. To była taka ekscytująca lekcja geografii w praktyce. Zdarzały się wspaniałe momenty, fascynujący ludzie, ważne rozmowy, takie, które coś z tobą robią.

Pamiętam jeden z takich inspirujących dni, byliśmy wtedy w miejscowości Kępeczki, tam poznaliśmy Seweryna, okazało się, że jest szkutnikiem. Kiedy dowiedział się o projekcie, zaprosił nas do swojego domu i razem z żoną gościli nas jakbyśmy byli członkami ich rodziny. Seweryn buduje łodzie i doskonale wie, w jaki sposób funkcjonuje, jak żyje rzeka. Wieczorem wróciliśmy nad Wisłę, paliliśmy ognisko, a po północy, kiedy ziemniaki dochodziły w popiele, usłyszeliśmy ryczące jelenie. Po drugiej stronie rzeki, w lesie trwało rykowisko. To był jeden z piękniejszych momentów tego biegu. Uświadomiłam sobie, że siedzę ze wspaniałymi ludźmi, że jestem niemal w połowie fantastycznej przygody, że robię coś co kocham robić. Wtedy też przypomniałam sobie wiersz Inger Christensen i po raz kolejny zdałam sobie sprawę, jak dużą rolę odgrywa poezja w moim życiu. Dzięki niej przeżyłam taki wieczór, taki wrzesień, odważyłam się na to.

Czuję, że rozpoznałam Wisłę na tyle, że mogę o niej pisać, mówić, próbować stać się jej głosem, w jakiś sposób ambasadorką. Ale to też poznanie i opowieść o siostrach rzekach, tych mniejszych narracjach, których imiona brzmią jak wiersz. W wiślaną narrację wplecione są dopływy jej prawego brzegu: Soła, Skawa, Raba, Dunajec, Wisłoka, San, Wieprz, Świder, Narew, Skrwa, Drwęca, Osa oraz Liwa. Rzeki lewego brzegu: Przemsza, Dłubnia, Szreniawa, Nida, Czarna, Opatówka, Kamienna, Iłżanka, Radomka, Pilica, Bzura, Brda, Wda oraz Wierzyca.

Czy to był również czas pisania?

Tak. To było dla mnie ważne, żeby na bieżąco notować, dawać świadectwo temu w czym uczestniczę, temu co widzę, czego doświadczam, temu w jakich krajobrazach, zapachach, temperaturze biegnę. Od samego początku, jeszcze na etapie rodzenia się tego pomysłu miałam wsparcie i doping magazynu „Pismo”[7], to na jego łamach w czasie wrześniowej przygody publikowałam na bieżąco poetyckie reportaże z trasy zatytułowane Czytanie wody: Wisła. Każdego wieczoru musiałam usiąść i pisać, było to z jednej strony stresujące, a z drugiej – paradoksalnie – dające ukojenie, pozwalające zebrać myśli, poczuć, że łapię tę przygodę tu i teraz. Ponadto było to wspaniałym ćwiczenie się w warsztacie reporterskim, a także okazało się czasem na zrównoważenie pracy ciała pracą myśli.

Jakie były reakcje kibicujących ci osób?

Na przestrzeni całego biegu wiele osób pisało do mnie, że wcześniej nie zastanawiali się nad rzekami, mając je nawet w swoim najbliższym sąsiedztwie, w pobliżu. Nawet nie przyszło im do głowy, by przejść się na spacer nad rzekę. Często dostałam zdjęcia tych ich małych rzeczek, i wtedy czułam, że robię dobrą rzecz, nawet na taką małą skalę. Sporo osób sygnalizowało mi, że zaczyna biegać, że albo po wielu latach wracają ponownie do regularnych treningów, albo – co mnie ogromnie poruszało – wybierają się na swoje pierwsze w życiu bieganie, właśnie zainspirowani tym co robiłam. Często dostaję pytania w intencji czego biegłam. Intencja, to delikatne i piękne słowo, przywodzi mi na myśl jakąś świętość, bo może właśnie z tym wiązał się mój wysiłek, z uświęceniem rzeki. Ale przecież – myślę – biegłam w intencji życia. Każdy ruch, skurcz mięśnia, uderzenie serca było ruchem w intencji życia, a więc biegłam w proteście przeciwko utracie, tej osobistej, tej we mnie i tej utracie z zewnątrz, związanej z rzeką, rzekami, po trosze też ze światem. Cieszę się, że ludzie śledzący tę wiślaną przygodę, też tak ją czytali. I była też przyjaźń, różnorodne sposoby jej okazywania, za to szczególnie jestem wdzięczna. Czułam, że nie biegnę sama, że ludzi obchodzi to co robię, że są ze mną w tym.

Planujesz jeszcze podobną przygodę?

W momencie, gdy dobiegłam do Bałtyku, kiedy zobaczyłam wody Wisły, które mieszają się z morzem, to była to dla mnie chwila dużego wzruszenia. Nagle zorientowałam się, że na własnych nogach pokonałam tak potężny dystans. I tak, życie w podróży, w przygodzie jest mocno uzależniające. Chciałabym oczywiście jak najszybciej wrócić w te tryby, w ten zmieniający się poprzez ruch własnego ciała krajobraz. Niezwykle kuszący wydaje mi się właśnie Dunaj, dużo dłuższy niż Wisła przy tym zmienny, różnorodny, płynący przez dziesięć krajów. Chciałabym powtórzyć gest Magrisa, i skonfrontować to, co widział, z tym, co zobaczyłabym wzdłuż Dunaju. Ważne wydaje mi się opowiedzenie tej rzeki na nowo, szczególnie w kontekście trwającego kryzysu klimatycznego. Wierzę, że to zrobię. Jeszcze nie jestem pewna w jakiej formule. Ten pomysł we mnie pracuje, jest inspiracją i celem właśnie, chociaż w tym momencie, kiedy rozmawiamy jestem skupiona na pisaniu powieści, która będzie moim debiutem prozatorskim.

Mój drugi pomysł jest związany z dystansem jeszcze dłuższym, to ponad 8 000 km, ale to już nie jest rzeka. I tu już myślę o trybie nie biegowym, o marszu. Przestrzeń, o której tu myślę będzie z pewnością wymagać właśnie marszu, większego skupienia na krajobrazie, zwolnienia tempa. Lubię myśleć o tych czekających gdzieś w przyszłości przygodach, bowiem nie pozwalają mi stać w miejscu, inspirują, przyprawiają o mocniejsze bicie serca, uruchamiają w ciele przyjemne podniecenie.

Relację z biegu wzdłuż Wisły można było śledzić na: IG Małgorzata Lebda

Projekt „Czytanie Wody: Wisła” był organizowany wspólnie z Fundacją Pismo

Wsparcie sprzętowe: Patagonia / CRAGMagazin

Wsparcie przyrodnicze: Ogólnopolskie Towarzystwo Ochrony Ptaków

rozmawiała: Magdalena Bryś 

fotografie: Rafał Siderski

 

Małgorzata Lebda – urodzona w 1985 roku. Dorastała w beskidzkiej wsi Żeleźnikowa Wielka. Poetka, felietonistka, naukowczyni, ultramaratonka. Autorka sześciu książek poetyckich, w tym nagradzanych tomów Matecznik i Sny uckermärkerów (Nagroda Literacka Gdynia 2019), ostatni z tomów Mer de Glace ukazał się w 2021 roku nakładem wydawnictwa Warstwy. Pracuje nad debiutem prozatorskim. We wrześniu 2021 roku przebiegła dystans 1113 kilometrów, biegnąc od źródeł rzeki Wisły do jej ujścia do Bałtyku. Mieszka w Krakowie i coraz częściej poza nim.miejsce na treść
[1] A. Oswald, Dart, Faber and Faber, London 2002. [2] I. Christensen, alfabet, tłum. B. Sochańska, Wydawnictwo Lokator, Kraków 2018, s. 33. [3] S. Żadan, Antena, tłum. B. Zadura, Wydawnictwo Warstwy, 2020, s. 49. [4] C. Magris, Dunaj, tłum. A. Osmólska-Mętrak, J. Ugniewska, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2018. [5] C. Magris, Podróż bez końca, tłum. J. Ugniewska, Zeszyty Literackie, Warszawa 2009. [6] R. Solnit, Zew włóczęgi. Opowieści wędrowne, tłum. A. Dzierzgowska, S. Królak, Wydawnictwo Karakter, Kraków 2018. [7] Poetyckie reportaże z nadwiślańskiej trasy wraz z materiałami wizualnymi autorstwa Rafała Siderskiego były publikowane na łamach internetowych magazynu „Pismo” (pod tytułem Czytanie wody: Wisła). Przedsięwzięcie było organizowane wspólnie z Fundacją Pismo.