Realizuje się jako ultra biegaczka i trenerka biegów górskich. Ma na swoim koncie wiele osiągnięć w biegach górskich, jest kilkukrotną medalistką Mistrzostw Polski na dystansie długim, ultra, a także skyrunning ultra. Wielokrotnie stawała na najwyższym podium w krajowych zawodach i zajmowała czołowe miejsce w znanych międzynarodowych imprezach, takich jak Transgrancanaria, Monte Rosa Sky Marathon, Lavaredo Ultra Trail czy CCC w ramach festiwalu UTMB. Ostatniego słowa jeszcze nie powiedziała. Z nami podzieliła się nie tylko biegowymi osiągnieciami. Opowiedziała o tym co równie szczególne – o tym jak ważną rolę odgrywa podejście i świadomość emocji, nie tylko w bieganiu i trenowaniu. 

Kasiu jak zaczęła się Twoja przygoda z bieganiem. Od kiedy tak naprawdę biegasz?

Zaczęłam biegać już w szkole podstawowej. Brałam udział w wielu zawodach szkolnych, ale tymi od których tak naprawdę wszystko się zaczęło, były międzyszkolne zawody organizowane w Bóbrce. Wydaje mi się, że tylko raz przegrałam w trakcie moich startów, które trwały kilka lat. Podczas jednej z edycji, mój talent i pewne predyspozycje do biegania zauważył Adam Przybysz. Był nauczycielem WF-u w gimnazjum, do którego później chodziłam, ale też trenerem sekcji lekkoatletyki w Krośnie. Zaprosił mnie na pierwsze treningi i zostałam tam na dłużej. Przez trzy lata gimnazjum jeździłam na treningi, łącząc przy tym obowiązki związane z nauką, a zaznaczę, że moja szkoła mieściła się 14 km od miejsca zamieszkania, stadion lekkoatletyczny o 20 km – wychodząc rano do szkoły, wracałam do domu dopiero po godzinie 19stej.

Czyli biegasz właściwie od szkoły podstawowej?

Niestety w liceum zrobiłam sobie przerwę ze sportem, zmieniłam swoje zainteresowania, przygotowując się głównie do matury. Następnie wyjechałam na studia do Krakowa, i wtedy poczułam, że zaczyna brakować mi biegania. Na Uniwersytecie Pedagogicznym w Krakowie zapisałam się do sekcji Akademickiego Związku Sportowego. Jednak znów po roku biegania w sekcji zaczęłam drugi kierunek studiów, którym była wymarzona psychologia na Uniwersytecie Jagiellońskim i jednocześnie rozpoczęłam pierwszą pracę. Miałam wtedy sporo obowiązków i można powiedzieć, że byłam mocno zabiegana, ale nie w dosłownym tego słowa znaczeniu. Od czasu do czasu, decydowałam się na udział w ulicznych biegach organizowanych w Krakowie, m.in. Krakowski Półmaraton Marzanny. Pobiegłam go dla mojej mamy, która miała w tym dniu urodziny i czekała na mnie na mecie. Była zawsze dla mnie ogromnym wsparciem na mojej biegowej drodze, zarówno w czasach dzieciństwa, jak i teraz. Wtedy znów poczułam, że bieganie przynosi wiele dobrego. W 2015 r. postanowiłam, że przebiegnę maraton i zaczęłam szukać informacji, o tym jak to ugryźć. Znalazłam oczywiście w Internecie, kilka planów treningowych, o tym jak się przygotować do maratonu w 3 miesiące, czy nawet pół roku – trenując 3-4 razy w tygodniu, bo na więcej nie widziałam przestrzeni. W trakcie tego czasu spotkałam kolegę z sekcji AZS, który prowadził zajęcia ze stabilizacji i core, ale był też trenerem biegów. Bardzo wtedy mi pomógł w treningach, rozpisując plan i zaczęłam się tego trzymać.

W kwietniu 2016 roku przebiegłam Cracovia Maraton, a moją jedyną życiówką na tym dystansie są 3 godziny i 26 min. Utrzymuje się ona do teraz, ponieważ więcej na biegi po płaskim nie wróciłam, w trakcie zakochując się w ich górskiej wersji.

Wraz z bieganiem, na mojej drodze pojawiali się wspaniali ludzie, którzy wprowadzili mnie w świat biegów górskich. Słuchałam opowieści o stukilometrowym biegu w Krynicy i stumilowych biegach w Stanach Zjednoczonych, i nie mogłam wyjść spod wrażenia, jak można pokonać taki dystans i to w górach. Jednak nie trzeba było daleko szukać, bo w Krakowskim Lasku Wolskim, organizowany był Grand Prix Krakowa w biegach górskich, na który zabrali mnie znajomi. I stało się. Zakochałam się w bieganiu po leśnych ścieżkach, błocie, w podbiegach i zbiegach, w tej różnorodności, jaką oferują biegi trailowe i ich atmosferze. Zaczęłam sprawdzać i szukać imprez organizowanych w górach, i byłam bardzo zaskoczona, bo, już w tym czasie było ich mnóstwo (było w 2016 r.). Zapisałam się na mój pierwszy bieg w górach: ½ Sky Marathon Babia Góra – dystans 21km, robiąc sobie urodzinowy prezent. Jadąc na zawody zobaczyłam, gdzie muszę wbiec i zbiec, i byłam przerażona, bo mój skromny trening, zdecydowanie odbiegał od tego, co czekało mnie na trasie. Wygrałam ten wyścig i ustanowiłam rekord trasy, który do dziś jest aktualny… Od tego momentu bieganie po górach wciągnęło mnie na całego. Na początku zaczęłam od półmaratonów i krótszych biegów, a później przeszłam do dystansów maratońskich, bo na horyzoncie pojawiła się możliwość udziału w ZUK-u (Zimowy Ultramaraton Karkonoski), do którego potrzebowałam dwóch górskich biegów kwalifikacyjnych na podobnym dystansie. W między czasie poznałam wielu biegaczy, biegaczek, ludzi związanym ze światem trailu. Pojawił się też pierwszy partner, Cisowianka, który dodatkowo motywował mnie do mojego rozwoju w tej dyscyplinie. Zaczęłam bardzo mocno wsiąkać w to środowisko i jak widać znalazłam tu swoje miejsce na stałe.

Nie da się ukryć, że miałam ogromne szczęście, że w moich nastoletnich latach byłam związana ze sportem. To świetny fundament na całe życie, pod kątem przygotowania fizycznego i wydolnościowego, a także jak się okazuje, również zawodowego. Umiejętność łączenia mnogości obowiązków, również jest ogromną wartością, z której korzystam garściami obecnie.  Żałuję jedynie, że ta moja przygoda z bieganiem za dziecka, trwała tak krótko, ale na to się patrzy dopiero z perspektywy dorosłej osoby.

Niedawno napisał do mnie mój pierwszy trener, Adam Przybysz, o którym już mówiłam na początku. Zapytał mnie, czy mogłabym przyjechać do szkoły, gimnazjum, w którym byłam uczennicą i opowiedzieć trochę dzieciakom o biegach górskich, zainspirować do aktywności i ruchu. I uważam, że to fantastyczny pomysł. Mam nadzieję, że w najbliższych tygodniach uda nam się rozpocząć serię spotkań w okolicznych szkołach.  Razem z Maćkiem (Maciej Dombrowski, partner Kasi, obecnie ultra biegacz, a od dziecka związany był z kolarstwem) staramy się pokazać, że treningi to nie tylko ciężka i mozolna praca, ale to przede wszystkim podstawa zdrowia, dobrego samopoczucia, możliwość podróży i bycia częścią fantastycznej społeczności. Chcielibyśmy zaszczepić w tych młodych osobach chęć do rozwoju sportowego, aby widzieli w tym coś wartościowego w perspektywie przyszłości.

Jak wyglądają Twoje przygotowania do biegania pod względem treningów
i diety?

Może zacznę od tego, jak kształtowała się moja ścieżka z treningami. Na początku czerpałam wiedzę z Internetu. Jednak czułam, że to zdecydowanie za mało. Przez kolegę, który startował już w biegach górskich, trafiłam do Wojtka Mazurkiewicza, który przygotowuje treningowo przede wszystkim do triathlonu. Współpracowałam z Wojtkiem przez prawie 3 lata – i bardzo dobrze tę współpracę wspominam. Podejście Wojtka było skrojone na moje aktualne potrzeby i możliwości, które jednak z czasem się rozwijały i rozrastały.  W 2019 roku w moim życiu pojawił Maciek Dombrowski, który trenował pod opieką Inaki de la Parra, byłego utytułowanego zawodowego triathlonisty i trenera pochodzącego z Meksyku, a mieszkającego w Katowicach. Jego podejście było zupełnie inne – “Basic Training Concept”, opierające się na dużej objętość treningowej, ale niskiej intensywności. Wyróżniało go również, wykorzystanie różnych dyscyplin w treningu, jak jazda na rowerze czy pływanie, a to była dla mnie zupełna nowość.

Zaczęłam obserwować, jak Maciek rozwija się, i zazdrościłam, że idzie na dwa treningi dziennie. Wtedy też chciałam się przygotowywać pod biegi nieco dłuższe i zaczęłam interesować się kwestiami treningowymi – więcej o tym czytać, zadawać więcej pytań. Z początkiem 2020 roku podjęłam decyzję o zmianie trenera, na współpracę z Inakim. Muszę przyznać, że to była bardzo dobra decyzja. Wprowadziliśmy do treningu basen i rower, a trening stawał się coraz ciekawszy. Jednak początki były bardzo trudne, bo zaczęliśmy biegać bardzo wolno. Tak naprawdę to w naszym podejściu biegamy bardzo dużo strefach tlenowych i dajemy organizmowi czas na stopniową adaptację do wysiłku. Efekty są zauważalne, ale trzeba być cierpliwym i sam rozwój nie jest liniowy. Zaczęłam biegać tempem 6:30/1km, a dla mnie to jest stosunkowo wolno – wcześniej biegałam w tempie około 5:00/1km – zatem był to dla mnie duży przeskok, początkowo niezrozumiały. Jednak nie tempo jest tu najistotniejsze, a tętno i strefy, w których się poruszamy, a tempo jest tego wypadkową i oczywiście nośnikiem informacji. Koncentrujemy się na przesłankach fizjologicznych i adaptacyjnych. Często spotykamy się z podejściem przygotowania opartej na szkole maratońskiej. Jednak trening do biegów górskich jest bardziej złożony i nie da się takiego podejścia zaaplikować 1:1. W naszym treningu patrzymy długofalowo, by stopniowo przyzwyczajać organizm do większego wysiłku, większych obciążeń, bardziej złożonych treningów, unikając kontuzji i przeciążeń. Cały czas przyglądamy się, co przynosi nam korzyści, czego jest za mało lub za dużo, jakie nowe jednostki treningowe stosują najlepsi zawodnicy, i rozważnie modyfikujemy plan. Nigdzie nam się nie spieszy, bo w biegach górskich planujemy zostać na długo. Chcemy poznać tę dyscyplinę, żeby móc ją rozwijać w kolejnych latach i zwiększać poziom na polskim podwórku biegów górskich. Wychodzę też z założenia, że lepiej poświęcić na coś czas i cieszyć się procesem, niż patrzeć na trening jako kolejne zawody. I tego też uczymy naszych zawodników, którzy obarczeni są masą obowiązków zawodowych i domowych, a również chcą się rozwijać sportowo. Szukamy balansu zarówno między obowiązkami, jak i treningami biegowymi, urozmaicając je o jednostki rowerowe, basen, ćwiczenia core, stabilizacji, siłowe, jogę czy mobilność – w zależności od indywidualnych możliwości. Ale przede wszystkim staramy się ich zarazić prostą radością, czerpaną z każdego treningu. Dlatego też powstał Trail Is Our Way – taka nasza przestrzeń, gdzie dzielimy się naszymi doświadczeniami i gromadzimy społeczność biegowych miłośników.

Jak radzisz sobie mentalnie z tak długimi dystansami?

Jeśli chodzi o przygotowanie mentalne do zawodów, zresztą nie tylko w sporcie, uważam, że bardzo ważna jest świadomość. Jeśli jesteś świadomy swoich emocji, potrafisz je nazwać, wiesz, jakie reakcje u Ciebie one powodują, to możesz odpowiednio zareagować, możesz się z nimi oswoić i wiedzieć jak z nimi funkcjonować, stworzyć schemat działania. Przykładowo, boisz się kryzysu podczas zawodów – świadomość, że wiesz, że on się pojawi i towarzyszyć mu będą chęć rezygnacji, zwątpienie we własne możliwości, złość, rozczarowanie, pozwoli Ci odpowiednio zareagować – skoro wiesz, że się pojawią, ale po czasie znikną, dajesz sobie ten czas, przykładowo przechodząc do marszu, jedząc coś bardziej konkretnego, dajesz sobie czas i przyzwolenie na słabszą chwilę, a później zaczynasz spokojnie biec. I żegnasz się z kryzysem. Oprócz tego, ważne jest doświadczenie. Rozwijając poprzedni przykład – jeśli na zawodach doświadczasz kryzysu, to na kolejnych jesteś już przygotowany, że może się też pojawić. Tutaj jest ważne, by zastanowić się nad ostatnim biegiem, co mogło doprowadzić do takiej sytuacji, analizujesz i wyciągasz wnioski. Podczas mojego startu na CCC (Courmayeur Champex Chamonix – w ramach festiwalu UTMB) i moich pierwszych 100 km, bardzo bałam się, że to duży dystans, z dużymi przewyższeniami i w zupełnie nieznanych dla mnie górach – Alpach. Wiedziałam, że fizycznie jestem do biegu przygotowana, bo przecież odpowiednio trenowałam. Byłam jednak zestresowana, by nie popełnić żadnego błędu, a na takim dystansie można ich popełnić całe mnóstwo. Natomiast, jak podchodziłam drugi raz do 100 km, to już wiedziałam, co mnie czeka, aczkolwiek zaskoczyło mnie parę rzeczy i zebrałam doświadczenie na ten kolejny raz.

Kolejnym aspektem przygotowania mentalnego, na który należy zwrócić uwagę, to praca nad odsunięciem presji zewnętrznej, ale i tej płynącej od środka, by pobiec każde zawody na jak najwyższym poziomie, ale przede wszystkim na swoje, aktualne możliwości. Należy koncentrować się na rzeczach, na które mamy wpływ, na to, by dobrze się do tych zawodów przygotować, odpowiednio na nich się odżywiać, nawadniać, rozłożyć siły, a nie na możliwości zawodników, z którymi rywalizujemy, bo na to wpływu nie mamy. I nie jest to łatwe zadanie, szczególnie, że coraz chętniej współpracujemy z różnymi markami, i chcemy jak najlepiej ich reprezentować, czy chociażby płynący z Social Mediów nacisk, na odnoszenie sukcesu za każdym razem – a to kolejna pułapka naszych czasów. Z naszymi podopiecznymi zdarza nam się mierzyć z dużymi oczekiwaniami, co do rezultatów czy szybkiego progresu, z podejściem „muszę”. Właśnie tutaj nie chodzi, o to, że musisz, ale możesz i chcesz. To jest ważne, by w wyścigu z samym z sobą, nie zgubić tej radości. Dlatego istotne jest wyluzowanie – cieszenie się i docenianie, że jesteśmy w stanie biegać w takim pięknym, górskim otoczeniu oraz z ludźmi, z którymi możesz dzielić swoją pasję i radość. Czerpać satysfakcję ze swojego własnego rozwoju i progresu. Staramy się uczyć tego naszych podopiecznych i podczas zawodów przekierowywać myśli, nie na samą rywalizację, ale na samoobserwację – swoich emocji przed zawodami, na linii startu, jak i zaraz po nich, budowaniu świadomości tego co dzieje się w naszej głowie i z naszym ciałem, a później sobie to omawiamy. Nie bez powodu mówi się, że w ultra, głowa jest kluczowa. Uważam, że bez treningu, nie osiągniesz założonego celu, ale bez partnerstwa mocnej głowy, będzie go osiągnąć znacznie trudniej. Tutaj zdecydowanie pomaga mi moja wiedza zdobyta na studiach psychologicznych, ale i pewna wrażliwość i uważność, a także moje osobiste doświadczenia.

Moje życie zdecydowanie zmieniło się dzięki bieganiu, otworzyłam się na ludzi i nowe doświadczenia, i robię to, co kocham. Jestem po prostu szczęśliwa i nie chce o tym zapomnieć, czy stojąc na podium czy poza nim.

Czy decyzja o przejściu na bieganie zawodowe i przeprowadzka do Beskidu Niskiego była trudna? Opowiedz o tej zmianie i o tym czym teraz się zajmujesz.

 Jeszcze kilka lat temu, jak ktoś by mi powiedział, że wrócę do Beskidu Niskiego, to zaśmiałabym się i powiedziała, że to niemożliwe. Przez 11 lat mieszkałam w Krakowie, gdzie po studiach, podjęłam pracę zawodową w branży HR i rekrutacyjnej. Nie widziałam w moich rodzinnych stronach przestrzeni na realizację zawodową, a moje życie prywatne również związane było z Krakowem. Jednak z czasem pracy w korporacyjnym środowisku, rosnącej presji i gonitwie za wynikiem, zaczęłam czuć się nieswojo. Spora ilość stresu zaczęła mnie przytłaczać, a ukojenie znajdowałam w treningu. Jednak do balansu między pracą, a życiem prywatnym była daleka droga, bo jak się angażuję, to na całego. Jednak życie się toczyło i chyba samo podsunęło podpowiedzi co z nim zrobić – pojawiający się nowi partnerzy biegowi, którzy wspierali mnie w moim rozwoju sportowym, dołączenie do teamu Salomon, który był moim marzeniem, wsparcie ze strony przełożonego, pojawienie się Maćka i Iankiego w moim życiu i ich wiara we mnie jako sportowca i kobiety, mój zauważalny rozwój sportowy, aż w końcu zgłoszenie się pierwszych zawodników, którzy chcieli podjąć ze mną współpracę jako z trenerem – pierwszą zawodniczką była Karolina Wierzchowiak, której rozwój obserwuję z ogromną satysfakcją. To wszystko podsunęło pomysł do założenia swojej działalności, związanej z przygotowywaniem planów treningowych pod biegi górskie, szczególnie, że mój partner, również tym się zajmował. Uznałam, że moje doświadczenie w biegach górskich, połączone z coraz bardziej pogłębiającą się wiedzą treningową, a także zacięcie psychologiczne i zwyczajna miłość do ludzi, pozwoli mi stworzyć fajną przestrzeń dla osób, które w biegach górskich chcą się rozwijać. Powoli zaczęło się do mnie odzywać coraz więcej osób, które były zainteresowane współpracą. Chciałam się mocno zaangażować w taką współpracę, zaczęło mi brakować czasu na wszystkie obowiązki – pełnoetatowa praca, treningi na pół etatu, plus własna działalność, nie mówiąc już o innych obowiązkach, postawiły mnie przed sytuacją wyboru. Pomogła mi w tym pandemia, choć zabrzmi to karykaturalnie, kiedy przeszłam na pracę zdalną, zobaczyłam, że można pracować z każdego miejsca, że zamykając laptopa, mogę wyjść i pobiegać w górach, a nie na krakowskich chodnikach. I tu narodził się pomysł na przeprowadzkę do Draganowej i porzucenie korporacyjnej kariery, na rzecz spokojnego życia na wsi i zajmowania się pracą, dużo bliższą mojemu sercu. Oczywiście to była absolutnie trudna decyzja, analizowana miesiącami. Pożegnanie się z pracą na etacie, to porzucenie pewnej strefy komfortu i bezpieczeństwa finansowego, a ja jako osoba rozważna, sama siebie zaskoczyłam, podejmując taki, a nie inny wybór. Za chwilę minie rok, odkąd prowadzę swoją działalność, którą rozwijam. Mam najwspanialszych klientów na świecie, w tym sporą liczbę kobiet – co jest dla mnie absolutnie ogromną satysfakcją. Uważam, że właśnie nam, kobietom potrzeba przestrzeni i solidarności, wspólnego wsparcia i zapewniania, że też mamy prawo do sportowego rozwoju i realizacji swoich nie tylko biegowych marzeń. Uwielbiam patrzeć, jak dzięki bieganiu stają się pewniejsze siebie, jak świetnie funkcjonują i dzielą się obowiązkami z partnerami, jak wracają do aktywności po porodzie, czy jak dopiero z niepewnością podchodzą do pierwszych treningów. Są dla mnie niezwykłą inspiracją – dziewczyny jesteście super! Oczywiście moi podopieczni, którzy są mężczyznami, są równie wspaniałymi osobami, z którymi współpraca to sama przyjemność.

Obecnie bardzo się spełniam, ale też brakuje mi trochę czasu na realizację innych pomysłów. Jednak wiem, że wszystko przychodzi z czasem, i trzeba być po prostu cierpliwym. Z Maćkiem założyliśmy Trail is Our Way (Ścieżka jest moją drogą), by stworzyć miejsce dla biegaczy, nie tylko dla naszych zawodników, którzy lubią biegać oraz kochają góry, naturę i podróże. Chcemy pokazać, że biegi górskie są dla każdego, i dla tej osoby która stawkę rozpoczyna i ją zamyka, i pokazać, że każdy może się do nich przygotować. I że na każdym etapie przygotowań, można się tym procesem cieszyć. Zaczęliśmy też organizować obozy sportowe, na których spotykamy się z naszymi zawodnikami i osobami chętnymi doświadczyć wspólnego biegania. Dobrze jest przynależeć do grupy, do społeczności, z którą możemy się utożsamiać, szczególnie tej cieszącej się tym sportem. Obecnie współpracujemy również z marką On Running, która pomaga nam rozwijać i siebie jako zawodników.

Jakie masz jeszcze plany biegowe na ten rok i kolejne?

Pierwszym głównym celem jest Lavaredo (La Sportiva Lavaredo Ultra Trail) na dystansie 120 km. W ubiegłym roku biegłam 80 km, ale mimo dobrego przygotowania popełniłam trochę błędów, które doprowadziły do silnych skurczów i spowodowały, że ten bieg był dla mnie bardzo wyczerpujący. Mimo, że zajęłam wysokie 3 miejsce, kosztowało mnie wiele determinacji, by przekroczyć linię mety w opłakanym stanie. W tym roku, czerpiąc z tego doświadczenia, marzy mi się, by uchronić się od tak podstawowych błędów. Docelowym startem jest chyba królowa w biegach górskich, czyli UTMB (Ultra Trail du Mont Blanc), gdzie czeka mnie 170 kilometrowa pętla wokół masywu Mont Blanc. To jedno z moich wielkich biegowych marzeń i do końca jeszcze nie dowierzam, że szansę na jego spełnienie mam już w tym roku. Postaram się jej nie zmarnować, choć zdaję sobie sprawę, że wszystko na tak długim biegu, jest możliwe.

Jeśli chodzi o biegi w Polsce, to mam na liście Mistrzostwa Polski w Szczawnicy, Tatra Sky Marathon i Ultrabies – nowy bieg w ukochanych Bieszczadach. Postaram się pojawić też na innych imprezach, by spotkać się i wesprzeć swoich zawodników.

Kto Ciebie inspiruje ze środowiska biegowego?

Z najbliższych osób, które mnie inspirują to jest to na pewno Maciek, mój partner, który ma  cudowne, dojrzałe podejście do sportu, daje mi duża odwagę i wiarę, że mogę więcej, stwarza przestrzeń, w której mogę się rozwijać, dmucha w skrzydła i łapie za rękę, kiedy się potykam (i dosłownie, i w przenośni). Ogromnie również inspiruje mnie mój trener. Mamy z nim świetny kontakt i jesteśmy przyjaciółmi, zaraża nas miłością do sportu i do życia. Jeśli chodzi o zawodników z Polski to nieustannie jest to Madzia Łączak. Niecierpliwie czekamy na jej powrót, na biegowe ścieżki. Z zagranicznych biegaczy jest to Courtney Dauwalter, szczególnie, jej osobowość i podejście do biegania jest mi bardzo bliskie – ona naprawdę cieszy się bieganiem, społecznością biegową i takim prostym, zwyczajnym życiem. Trochę tak, jak ja.

rozmawiała: Magdalena Bryś

fotofrafia: Jan Nyka

Katarzyna Solińska – czołowa polska biegaczka górska, trener biegów górskich, a także ambasador marki On Running. Kocha dzielić się swoją pasją i zarażać nią innych. Razem z partnerem Maćkiem Dombrowskim stworzyli Trail Is Our Way, przestrzeń gdzie spotykają się ludzie, z podobnym zamiłowaniem. Związana z lekką atletyką od 2000 roku, a z biegami górskimi od 2016 roku.

IG Katarzyny Solińskiej

IG Trail is Our Way