Swoje pierwsze narty kupił od sąsiada, w wieku 9 lat i uważa, że zrobił interes życia. Był tak podekscytowany, że nie mógł spać. Dziś stwierdza, że była to inwestycja determinująca jego sportową karierę… Andrzej Bargiel i jego punkt widzenia na sport, świat i kobiety w tym świecie! 

Andrzej jesteś niezwykle cierpliwy. Czy to pomaga Ci opanować stres w sytuacjach ekstremalnych –  podczas realizacji wyzwań? Zawsze taki byłeś, czy to w sobie wypracowałeś?

Myślę, że się tego nauczyłem. Dystansu do różnych rzeczy. Dziś każdy by chciał  wszystko szybko, tu i teraz ale niestety w życiu tak łatwo nie jest. Wydaje mi się, że udało mi się wypracować w sobie tą cechę poprzez robienie wielu rzeczy samodzielnie… właśnie wtedy stopniowo uczyłem się tej cierpliwości. Ta nauka trwała właściwie od samego dzieciństwa metodą prób, błędów i obserwacji.

Teraz często spotykany jest taki mechanizm, że jak się coś nie uda, nie działa, albo się nie układa i nie idzie „od ręki” to najłatwiej się jest poddać. Patrząc z perspektywy moich własnych doświadczeń – jeśli wiesz już jak to wszystko funkcjonuje, to wiesz też, że nie wszystko przychodzi od razu i czasem trzeba po prostu spokojnie czekać.

Były wyzwania z których chciałeś się wycofać?

Jak były to się wycofywałem (śmiech). Na pewno – zawsze się pojawiają takie sytuacje w których nie jesteśmy przekonani, że to co robimy ma sens, że to się da zrobić więc tak – one się pojawiały. Odnośnie wypraw to K2 było takie najbardziej angażujące jeśli chodzi o moją osobę, ale chciałbym mimo wszystko tam wrócić i spróbować to dokończyć.

Czym się kierujesz dobierając sobie partnerów do wyprawy?

Na pewno to jest tak, że musimy się znać i „robić to” –  jest to dla mnie priorytet. Bo w zasadzie potem czeka nas kawał czasu, kiedy wyjeżdżamy razem w góry. Co za tym idzie musze mieć pewność, że fizycznie mój partner czuje też w tym wartość. Poczucie, że robimy wspólnie wyjątkowe rzeczy. Uważam, że to jest kluczowe.

Myślałeś kiedyś o takim miksie męsko-żeńskim?

Nigdy się nad tym nie zastanawiałem ale hmm… (uśmiech) różne rzeczy są możliwe, nie wykluczam niczego! Te wszystkie projekty, których się podejmujemy to nie jest też tak, że my to wszystko tak super planujemy i robimy fantastyczne analizy. To wynika troszeczkę z takiego naszego stylu życia.

Spontaniczności?

Jak mamy dobre „flow” to po prostu „robimy”. Tak to działa w naszym sporcie ale sądzę, że również we wszystkich dziedzinach życia jeśli się czegoś chce.

Z kim ewentualnie widział byś taką współpracę? Pytam o płeć piękną. Jest ktoś taki wśród dziewczyn kogo Ty obserwujesz, myśląc sobie „wow”?

Jest mnóstwo takich kobiet. Nie zastanawiałem się nad tym nigdy ale są dziewczyny, które mają bardzo duże umiejętności.

Wymienisz kogoś konkretnego?

Justyna Kowalczyk, ona jest tytanem pracy, trenując potrafi „nie trenować”, widać u niej taką czystą miłość do sportu.  Joanna Jędrzejczyk – to też uparta kobieta, jest po prostu niemożliwa. Żyje intensywnie, a potrafi wstawać rano i trenować. Duży sentyment mam też do Mai Włoszczowskiej, która też mega „daje rade”. Mamy tych dziewczyn trochę. Tutaj lokalnie chociażby naszą bohaterkę Marynę Gąsienice, która po tylu latach walki dobija się do czołówki. Sam ją znam od lat i wiem ile to zdrowia kosztuje żeby tam się dostać, a przy tym ile zbiegów okoliczności, ile szczęścia trzeba w tym wszystkim mieć aby w tym sporcie coś osiągnąć.

W Zakopanem macie taką małą kopalnie talentów. Jak sądzisz skąd to się bierze? Z góralskich mocnych charakterów, wrodzonego temperamentu?

Mamy fajne otocznie, które inspiruje do działania. Z tego punktu widzenia jest tu trochę łatwiej. Ja nie jestem z Zakopanego, ale mieszkam tu już ponad 16 lat i uważam, że takie miejsca jak to zawsze generowały wielu sportowców, bo ta wydolność w górach rozwija się inaczej.

Chociaż brakuje tu infrastruktury i pomysłu ludzie, którzy stąd wychodzą są w zasadzie takimi osobami, które swoją walką i determinacją sami coś osiągają. Nie wynika to z tego, że są tu świetne szkoły sportowe czy kluby umożliwiające rozwój albo opiekujące się młodzieżą. To jest na pewno problem tego miejsca, choć potencjał jest duży. Właściwie od zawsze było tak , że w tych małych miejscowościach górskich wiele talentów się rodziło po prostu. Jeśli więc ktoś potrafiłby umiejętnie tą młodzież poprowadzić, to z całą pewnością generowałoby to wiele sukcesów w różnych dyscyplinach.

Często nawiązujesz do młodzieży, zarówno podczas wypraw jaki i w swoich wypowiedziach. W przyszłości chciał byś pracować z dziećmi? Masz jakiś pomysł na to?

U mnie w rodzinie jest sporo dzieciaków. Ja sam mam 12 rodzeństwa, więc są one w moim otoczeniu cały czas, a młodzież warto motywować. Na pewno staram się cos robić, angażować się w różne inicjatywy, aby dać najmłodszym przykład. Kiedyś chciałbym też coś zrobić dla dzieci w tych krajach do których wyjeżdżam, gdzie jest bieda i są naprawdę małe możliwości – zwłaszcza jeśli chodzi o dyscyplinę, którą ja się zajmuje czyli szeroko pojęte narciarstwo, więc zobaczymy.

Poza tym… teraz są takie dzikie czasy. Fakt pandemii mocno wpłyną na najmłodsze pokolenie w zasadzie zabierając im to dzieciństwo jakiego my mogliśmy doświadczać,  a bynajmniej jego część. Trzeba realnie promować wszelaką aktywność. Myślę, że góry są dobrym miejscem, mogą inspirować, można sporo z nich wyciągnąć – szczególnie patrząc na to długoterminowo.

To na koniec zdradź nam… kogo wśród kobiet porównałbyś do siebie, a dokładniej do swojej działalności, w tym szeroko pojętym narciarstwie w Polsce?

W samym Zakopanem mamy kilka dziewczyn, które mają świetny swój program skitourowy. Julka Bajda,  Ania Figura, teraz też Ania Tybor, Magda Derezińska-Osiecka. Wcześniej Zosia Bachleda… Tutaj naprawdę jest się kim pochwalić. Fizycznie potencjał jest duży.

rozmawiała: S.WS.

fotografia: FB A. Bargiel